KuPamięci.pl

Andrzej Dobrucki


* 23.12.1923

 

+ 25.04.2010

Miejsce pochówku: Warszawa, cm. Wojskowy na Powązkach

,

woj. mazowieckie

pokaż wszystkie
wpisy (4)
Licznik odwiedzin strony
12806
Wspomnienie Witolda Mieszkowskiego 23.06.2011
Witold Mieszkowski Urbanista Andrzej Dobrucki (1923 – 2010) Już minął rok od śmierci Andrzeja Dobruckiego, twardego, odważnego i odpowiedzialnego mężczyzny, prawego patrioty i światłego prawnika-urbanisty, który całe swoje życie solidarnie i bez reszty oddawał … rodzinie, Warszawie i przyjaciołom (!). Myślę, że nie będzie ani krzty przesady w tym, że Andrzej (rocznik 1923), który darzył mnie od lat swoją przyjaźnią, pozostanie na długo wśród wielu mu bliskich, a także w mojej pamięci, jako wzór wszelkich cnót właściwych serdecznemu, mądremu i prostolinijnemu człowiekowi. Matka Andrzeja: pani Łucja ze Skowrońskich wcześnie osierociła czwórkę swoich dzieci. Ojciec: mjr Wacław Dobrucki, prawnik i zaufany oficer Szefostwa Sztabu WP w 1939 roku idąc do oflagu, pozostawił w Warszawie osamotnioną gromadkę swej dorastającej wówczas młodzieży, która w ciężkich, wojennych warunkach natychmiast podjęła naukę, pracę i … walkę z okupantem (!) Owa młodzież, z Ursynowskiej 20, należała do pokolenia, o którym pisał ich (więziony później w Oświęcimiu) starszy brat – Władysław : „ … Postawę etyczno-moralną, a często obyczajową i kulturalną wynosiło się z domu, a ogólnie spełnianym warunkiem wpływu starszego pokolenia – zwłaszcza rodziny i nauczycieli na młodzież była zgodność ich życia z głoszonymi zasadami (…) Pokolenie to wykazywało też poczucie godności i honoru”. Po powrocie z oflagu ich sterany wojną i niewolą ojciec – mjr Wacław Dobrucki – pomimo, że „wyklęty oficer sanacyjny” jednak jako doskonały fachowiec zostaje w pojałtańskim kraju powołany do wojska i w stopniu ppłka pełni służbę w służbach finansowo-budżetowych MON. Atak serca, którego doświadcza i nagły jego zgon w kwietniu 1949 roku zdają się jednak … wybawiać go od aresztowania, nieuchronnych wówczas tortur w kazamatach informacji wojskowej i fingowanego procesu. Zapewne oszczędziło mu to także szczodrze fundowanej wówczas przez bierutowski reżim – trzech uncji metalu w czaszce, (czego przecie nie zdołał w 1952 uniknąć choćby mój ojciec, dowódca Floty – kmdr Stanisław Mieszkowski). W tych trudnych latach wojny i okupacji, a także już w dorosłości, w zdradzonym i na nowo zniewolonym kraju funkcjonowały tamte, a także … kolejne pokolenia, o których często rozmawialiśmy z Andrzejem i jego starszym bratem Władysławem, że były : „ … dogłębnie wykształcone, potrafiły pracować i – gdy zaszła potrzeba – walczyć nie licząc ofiar. To one, płacąc życiem stworzyły podziemne państwo (…) ze stutysięczną armią, świetnym wywiadem, wymiarem sprawiedliwości, szkolnictwem, prasą i delegaturą rządu, rezydującego na emigracji w Londynie. Z tych pokoleń wyrośli ludzie o solidnej wiedzy, twardej pracy i solidnych kręgosłupach, którzy – de facto – odbudowali Polskę po drugiej Wojnie Światowej.” „W następnej epoce w PRL, całkowicie podporządkowanej ZSRR, czyli w epoce fałszu i zakłamania – pisze dalej Władysław Dobrucki o swych bliskich krewnych – ludzie ci, wychowani w dwudziestoleciu zachowali swą godność. Twardo nie dali się zepchnąć z pozycji pryncypialnych i żadne z nich – wbrew jakimkolwiek korzyściom – nie zhańbiło się konformizmem ani oportunizmem. Żadne z nich nie wstąpiło ani do partii (PZPR), ani do żadnego z satelickich stronnictw. Wielokrotnie natomiast akcentowali swoje krytyczne opinie, dalekie, a często wręcz przeciwne oficjalnemu stanowisku. Tak też chowali swoje dzieci”. Rekrutującego się z tego młodszego, międzywojennego pokolenia – Andrzeja Dobruckiego (ps. „Krzysztof”), poznałem w rejonie placu Napoleona, w dniach, w których i jemu i zarazem naszemu wspólnemu Towarzystwu Urbanistów Polskich, stuknęło okrągłe … 50 lat. On znany już wówczas szeroko i ceniony w środowisku magister praw i ekonomista (z praktyką bankową), a zarazem poszukiwany do współpracy i rozchwytywany przez licznych warszawskich architektów, a przy tym sprawny „zurbanizowany programista” i „mieszkaniowiec” – rozmawiał właśnie z nieodżałowanej pamięci „zurbanizowanym energetykiem” i oddanym działaczem TUP-owskim – Lopkiem Kummantem (ps. „Ryski”) ! O czymż to mogli … przy mnie rozmawiać obaj panowie ? Oczywiście o gorących dniach powstania warszawskiego (!) Chętnie przyłączyłem się do ich rozmowy, a nawet nieoczekiwanie udało mi się wtrącić swoje skromne trzy grosze, przyznając się ze wstydem, że ja, wówczas raptem … sześciolatek mieszkający z matką w śródmieściu, odważyłem się tylko jeden raz pod barykadą przebiec … przez Chmielną, by zadyszany, dostarczyć na Bracką 23. smutną wiadomość radiową: „ …Starówka padła !” Niebawem dowiedziałem się, że pan Andrzej, ze swoim bratem bliźniakiem, obaj wówczas dwudziestolatkowie, walczyli na Żoliborzu, w regularnej armii jako wyszkoleni w konspiracji żołnierze 9 kompanii KEDYW-u. Niestety, kpr. podch. Maciej Doliwa Dobrucki (ps. „Mały”), zginął był 27 września osłaniając swego dowódcę „Żywiciela”. Andrzej zaś, wojenny maturzysta, obecny przy śmierci brata i dwukrotnie ranny, po upadku powstania ze swoją siostrą wywieziony został (via Pruszków) i podobnie jak my z matką i znalazł się w październiku – pod Krakowem. Tam, ledwie zaleczywszy rany, podejmuje studia prawnicze w otwartych właśnie dostojnych podwojach Uniwersytetu Jagiellońskiego. W dwa lata później, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, już na ziemiach odzyskanych w Jeleniej Górze bierze ślub z poznaną w Żminnem – piękną panną Magdaleną Zajączkowską i podejmuje pracę w tamtejszym oddziale Banku Gospodarstwa Krajowego. Tam też przychodzi na świat ich pierworodny syn, któremu oczywiście nadano imię Krzysztof, (… to powstaniowy pseudonim Andrzeja). Od tej chwili młodemu ojcu czas upływać będzie w stałych rozjazdach … po rozległym trójkącie : Kraków – Jelenia Góra – Warszawa, (i to w czasach kiedy komunikacja kolejowa wyglądała, jak pamiętam … nielepiej niż dziś !). Po ukończeniu studiów i uzyskaniu stopnia magistra praw stara się o przeniesienie do centrali Banku w Warszawie, z którym to miastem po raz drugi, lecz tym razem już z własną, powiększającą się niebawem o dwóch kolejnych synów – rodziną, na zawsze zwiąże swe życie, pracę i … serce. W zrujnowanej stolicy, która jak kania dżdżu wyglądać będzie nowych mieszkań, domów i osiedli, Andrzej zmienia swoje zainteresowania i priorytety. Niebawem zmieni też pracodawcę na … Warszawski Oddział Zakładu Osiedli Robotniczych (później przemianowany na Stołeczny Zarząd Rozbudowy Miasta) i zamieszka w kwaterunkowym mieszkaniu w nowym ZOR-owskim budynku przy ul. Krasińskiego na Żoliborzu. W podjętych z wielkim oddaniem i entuzjazmem pracach organizacyjnych i programowo-projektowych przy budowie wielu warszawskich osiedli mieszkaniowych będzie szybko awansował, zostając już w roku 1954 zastępcą Dyrektora – Głównym Urbanistą Zakładu. Wstępuje też do Towarzystwa Urbanistów Polskich i zaproszony jest przez swoich kolegów architektów do ich organizacji zawodowej SARP. Współtworzy wówczas wraz z zespołem prof. Zbigniewa Karpińskiego kompleksową koncepcję programowo przestrzenną nowego centrum Warszawy – Wschodniej Strony ul. Marszałkowskiej. Jednak w imię zdrowego rozsądku Andrzejowi-nonkonformiści e coraz częściej zdarzać się będzie otwarta krytyka władz forsujących ciągłe, często wręcz brutalnie przepychane pomysły obniżania i tak zatrważająco niskich standardów oddawanych do użytku budynków i całych zespołów mieszkaniowych. Jego pozycja zawodowa w Warszawie, w okresie panującej tzw. „tokarszczyzny” ulega poważnemu zachwianiu. Jeszcze później, po wygłoszeniu przezeń krytyki systemu budowy mieszkań w okresie „budowy drugiej Polski” – w wyniku interwencji Komitetu Warszawskiego PZPR zostaje z pracy zwolniony. Mimo wysokich kwalifikacji i wielkiej pracowitości nie w pełni powiodła się też Andrzejowi w latach siedemdziesiątych próba zatrudnienia w Stołecznej Dyrekcji Inwestycji Spółdzielczych. Na tym Andrzejowym niepowodzeniu skorzystaliśmy jednak z arch. Marcinem Przyłubskim, prowadząc wówczas względnie samodzielną, otwartą pracownię urbanistyczną w CZSBM i … wygrywając (z Andrzejem Dobruckim w zespole) wielki konkurs urbanistyczny TUP na koncepcję programowo-przestrzenną dzielnicy Marczuk w Białymstoku. To wówczas, siedząc na Marchlewskiego deska-w-deskę, rozgorączkowani wymienialiśmy z Andrzejem co rano świeże swoje doświadczenia z … narodzin i pierwszych samodzielnych kroków : on – swojej wnuczki, a ja – mego syna. W tym to okresie, poza aktywnością w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej i poza intensywnym uczestnictwem w codziennym życiu stowarzyszeniowym środowiska urbanistycznego w kraju, pozostają mu już tylko … prace badawcze nad mieszkalnictwem. Wpierw w Instytucie Budownictwa Mieszkaniowego, później w Instytucie Gospodarki Przestrzennej i Komunalnej, aż wreszcie w Instytucie Kształtowania Środowiska; tamże przejmuje – kierownictwo zakładu i kierowanie interesującym tematem badawczym pt. : „Programowanie, projektowanie i realizacja wzorcowych osiedli mieszkaniowych”. Wyjeżdża też na rok z zespołem specjalistów do Wietnamu, gdzie konsultuje tamtejsze metody sporządzania planów zagospodarowania sieci osiedleńczej, a także projekt przebudowy chińskiej dzielnicy w Hai-fong’u. W gorącym czasie pierwszej „Solidarności”, pełniąc z Andrzejem w naszych stowarzyszeniach zawodowych szereg (pochodzących z wyboru) funkcji społecznych, staramy się możliwie sprawnie organizować i stymulować dyskusje przygotowujące merytoryczne zmiany w rozwiązywaniu nabrzmiałych przez długie lata problemów urbanistycznych w kraju, w tym głównie w kwestii mieszkalnictwa. Brutalnie wprowadzony pamiętnego 13 grudnia stan wojenny, a później długa Jaruzelska noc, nie były w stanie odrzeć nas z ideałów solidarności, ani cichszej niż zwykle współpracy, ani też … prostej, ludzkiej wzajemnej pomocy. Jeśli w tym czasie, sobotnim popołudniem, posłyszeliśmy u naszych żoliborskich drzwi sakramentalne … trzy dzwonki, to nie należało truchleć. Oznaczało to bowiem, że … pan Andrzej, na rowerze, przywiózł nam właśnie z działki … marchewkę i młode buraczki (!). Gdy tak się zdarzyło, że nie mogliśmy z żoną zabrać zimą naszego syna w góry na narty, to czynił to chętnie samotny opiekun – dziadek Andrzej Dobrucki, wyjeżdżając na Cyrhlę z … szóstką swoich (i nie swoich) wnuków. Jako zamiłowany i zawsze sprawny turysta chętnie też spędzał z nami czas pod namiotami, gdy liczną, solidarnościową tłuszczą osiedlaliśmy się co roku latem nad jeziorami Skomętnem, Naterskim, czy Januszewskim. Podziwialiśmy go wszyscy, gdy samotnie, lub też ze swym starszym bratem i z synami, potrafił niestrudzenie prowadzić setki kilometrów liczące eskapady kajakowe. Ba ! … Będąc już w wieku przedemerytalnym wybrał się był z zaprawioną w górach grupą globtroterów, bagatela … w Himalaje (!) Po powrocie zarzekał się : „ … O nie ! … wcale nie byłem wśród nich najsłabszym”. W końcu lat osiemdziesiątych, gdy zaczęto przebąkiwać z nadzieją … na rychłą legalizację, w instytutowej komórce „Solidarności”, przy współudziale dwóch Andrzejów : Dobruckiego i Grudzińskiego, narodzi się obszerny memoriał w sprawach mieszkalnictwa. Złożony on zostaje na ręce Lecha Wałęsy i stanowić będzie niebawem „opozycyjno-solidarnościo wy” punkt wyjścia do rozmów przy ‘okrągłym stole’. To właśnie Andrzej, zawsze, do bólu … rozsądny, a zarazem koncyliacyjnie nastawiony do ludzi, zakładający niezmiennie (i naiwnie) : „ … lojalność władzy” – namówił mnie, (nie spodziewającego się po ‘okrągłym stole’ : „ … ani rewelacji, ani spełnienia tęsknot ”), – abym jednak dołączył do niego i od lutego do kwietnia 1989 wraz z nim i innymi specjalistami zasiadał kilka razy w Pałacu Namiestnikowskim do … „podstolika mieszkaniowego” (!) Nasz przyjaciel i powstaniec warszawski – Andrzej Dobrucki, (ps. „Krzysztof”) – wspaniały człowiek, całe życie nastawiony prorodzinnie, po przejściu na zasłużoną emeryturę wszystkie swe siły, zainteresowania i troski skupiać będzie i rozdzielać po równo wśród swoich najbliższych : szczerze mu oddanej, dzielnej choć słabującej żony, wśród rodzin trzech synów i sporej gromadki wnucząt. Nie zapominał też nigdy o przyjaciołach odwiedzających go na ul. Brzozowej … prawie do końca (!) Odszedł od nas kwietną wiosną i pochowany został na warszawskim cmentarzu wojskowym, w jednej mogile z innym bohaterskim powstańcem warszawskim : … ze swoim bratem bliźniakiem Maciejem (ps. „Mały”) – tylko … 66 lat później.
Zgłoś SPAM
Przemówienie A. Wielowieyskiego
Przemówienie na pogrzebie Andrzeja Dobruckiego 30 Kwietnia 2010 r. Proszono mnie w naszym Klubie w Klubie Inteligencji Katolickiej o pożegnanie Andrzeja Dobruckiego, przez długie lata członka władz Klubu, członka Rady Nadzorczej „Libelli”, cieszącego się u nas powszechnym szacunkiem, co wyrażało się m. in. w tym, że przewodniczył walnym zebraniom Klubu. Pożegnam Go jednak także w imieniu kilku innych środowisk, w których byliśmy razem i pracowaliśmy z pasją. Tak więc przekazując Wam – Magdo, Krzysztofie, Maćku i Piotrze i Waszym Rodzinom wyrazy współczucia i żalu – żegnam Go i wspominam jako żołnierza AK ze zgrupowania Żywiciela oraz jako ważnego towarzysza i świadka naszych zmagań i pracy z czasów naszej młodości i wieku dojrzałego. Należał do tych ludzi pokolenia powojennego, które nie zmarnowało swego życia oraz dobrze i skutecznie służyło Polsce. Spotkaliśmy się na Wydziale Prawa UJ w Krakowie na wiosnę 1945 r. Byliśmy pierwszym powojennym rocznikiem studenckim. Było nas dużo, na początku ponad 1� 000 osób, w tym wielu studentów wybitnych. Czas naszych studiów do 1948 r. był jeszcze okresem wzgłę dnej swobody na uczelniach, choć w kraju trwała wojna domowa. Już od drugiego roku studiów wylądowaliśmy w niezwykle ekskluzywnym seminarium prof. Landego z filozofii prawa /prof. Lande określał je jako „privatissimum”/. Było to dość niezwykłe grono kilkunastu osób, z których wszyscy potem – z wyjątkiem nas dwóch – obejmowali katedry uniwersyteckie na obu półkulach. Tylko my dwaj poszliśmy wtedy w kierunku praktyki życia. Pracowałem potem przez 5 lat w Min. Finansów, a Andrzej od razu zaangażował się w organizację odbudowy Warszawy. Kiedy mnie jednak z hukiem wylano z Ministerstwa w 1952 r. zwróciłem się do Andrzeja o radę. Należał wtedy do kierownictwa Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych i skierował mnie do podległej mu Dyrekcji Warszawa-Południe. U niego uczyłem się zasad i praktyki urbanistycznej i budowlanej, zwłaszcza w ramach praz Komisji Oceny Projektów Inwestycyjnych, która była rzeczywiście , polem konfrontacji: wizji, projektów i ekspertyz oraz społecznych oczekiwań. Andrzej wyrażał dobrze pragnienia, pasje i ambicje naszego pokolenia. Chcieliśmy odbudować Warszawę piękną , ludzka i nowoczesną. Staraliśmy się przewidywać i rozpoznawać potrzeby ludzi. Projektowaliśmy osiedla integralne, na miarę potrzeb. Andrzej Dobrucki wchodził w skład kierownictwa stołecznego zarządu DBOR, wraz z Witoldem Rogalą i Stefanem Mizerą. Był to dobry zespół. Z innych dobrych kolegów wspomnę tu: Bolesława Marczaka, Wacka Orzeszkowskiego, Andrzeja Sybilskiego, było też wielu innych. Współpracowaliśmy ze wspaniałymi architektami jak: Stanisław Jankowski „Agaton”, Kazimierz Piechotka z żoną, małżeństwo Skibniewskich, prof. Zbigniew Karpiński, prof. Jan Bogusławski, „Tygrysy” i wielu innych. Budowaliśmy wtedy w latach 1952- 1956 na Ochocie, na Mokotowie, na Sielcach, na Bielanach, na Starym Mieście i w Centrum. W tamtych zawiłych, partyjnych układach władzy, wśród wielu absurdów, Andrzej jako bezpartyjny uderzał swoją rzetelnością prostolinijnością i odwagą. Stał się wtedy jednym z najlepszych ekspertów od budownictwa mieszkaniowego w Polsce. Uczestniczył w ustalaniu zasad i normatywów w tym zakresie. Był potem przez wiele lat sekretarzem Towarzystwa Urbanistów Polskich, uczestniczył w wielu pracach badawczych i projektowych i był laureatem urbanistycznych konkursów. Zwłaszcza Warszawa zawdzięcza mu wiele. Po latach spotkaliśmy się znów w „Solidarności”, a w 1989 r brał udział z jej ramienia w pracach „Okrągłego Stołu” przy „stoliku mieszkaniowym”. Później długo mnie nękał w czasie moich prac parlamentarnych, aby ratować upadające budownictwo mieszkaniowe. Dożył wolnej Polski , na którą patrzył krytycznie, ale z nadzieją. Żegnam Cię Andrzej i oddaje cześć Twojej Pamięci. Andrzej Wielowieyski
Zgłoś SPAM
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
-
Krzysztof Dobrucki
27.04.2010